Dopóki jest sucho, jazda rowerem zasadniczo nie stanowi problemu. Jedyne, co działa na naszą niekorzyść wczesną wiosną i późną jesienią to towarzyszący wyżom atmosferycznym (i suchej, słonecznej pogodzie) zimny wiatr. Jeśli dodać do tego pęd powietrza, temperatura odczuwalna staje się o wiele niższa niż pyszniące się na termometrze 10 stopni.
Jak jeździć w wietrzną pogodę? Ubierając się do jazdy, przyjmijmy prostą zasadę.
Nie zostawiamy żadnych części ciała odsłoniętych poza twarzą :) Inaczej będziemy się czuły jak ci goście:
Przy okazji: po czym poznać, że to Hollywood? Panowie mają szron na brwiach, ale w zrelaksowanych pozach dumnie prezentują wycięte dekolty i odsłonięte ręce. Sensowniej zachowuje się już małpa, to znaczy zasłania wszystko i kuli się, by zajmować jak najmniej miejsca (ucieka jak najmniej ciepła). I my na rowerze podczas uderzeń zimnego powietrza zachowujemy się dokładnie tak samo: kulimy się w sobie, wbijamy głowę w ramiona, by oszczędzić gardłu uderzeń zimna itd. Tyle, że to bez sensu, bo potrzebujemy przecież swobodnych ruchów głowy. I robi się kwadratura koła.
Dlatego
osłona szyi i karku jest naszą zasadą numer jeden. Zamiast lansersko zarzucić sobie szalik na ramię, owijamy nim szyję szczelnie z przodu (dekolt) i z tyłu (kark). Polecam zdecydowanie wełniane, bawełniane, kaszmirowe chusty i szale raczej niż apaszki z tworzyw sztucznych, które nie tworzą warstwy izolacyjnej. Druga zasada: owijamy się szczelnie, a dyndające luźno końce podwijamy, chowamy, nawet związujemy frędzle razem (tutaj dobrze się sprawdza szal typu komin). Nie chcemy szalika fruwającego nam po twarzy podczas jazdy ani odplątującego się w trakcie.
Jeśli zaś kochacie swój elegancki szal, ale boicie się, że będzie zbyt przewiewny, załóżcie pod spód chustkę typu komin:
Cudownym rozwiązaniem jest też
kominiarka (zasłania jeszcze usta i nos), ale a) przyzwoita jest dosyć droga, b) niektórym paniom mniej pasuje do imidżu.
Szyja i dekolt zasłonięte? Świetnie, teraz popatrz na swoje
ręce. Większość płaszczy i kurtek jest szyta, by ręce były opuszczone w dół, dlatego przy trzymaniu kierownicy rękawy, zwłaszcza luźne, podwiną się do góry odsłaniając nadgarstki. W luźne rękawy zawieje ci wiatr, a to nic przyjemnego.
Do tego są dwa rozwiązania. Pierwsze:
przylegająca bluzka bawełniana, której rękawy sięgają do linii rękawiczek. Żadnych gołych miejsc między końcem rękawa a rękawiczką! Wtedy cokolwiek założymy na wierzch, będzie dobrze.
Rozwiązanie drugie na wypadek, kiedy chcemy/musimy założyć luźną koszulę, bluzkę lub płaszcz z luźnymi rękawami, marynarkę (rękawy marynarek raczej nie są zwężane przy nadgarstkach, a materiał jest sztywny i na śliskiej podszewce): kupujemy sobie
długie rękawiczki typu nałokietniki:
Zakładamy na czas jazdy, w pracy ściągamy i już jesteśmy eleganckie. Brak palców lub tylko częściowe ich zakrycie nie utrudnia panowania nad kierownicą czy nie eliminuje opcji założenia jeszcze rękawiczek rowerowych.
Nałokietniki przydają się bardzo wysokim paniom, które zwykle cierpią na przykrótkie rękawy w absolutnie wszystkim oraz kurczące się rękawy bluzek. Można je także nosić do krótszego rękawa. To ja wiosną zeszłego roku:
Linia bioder prosi się, aby nie tworzyć golizn. Nawet, jeśli jedziesz w płaszczu zakrywającym tyłek (polecam najlepiej na tyle długie, by można było na nich usiąść), luźny spód może podwiewać wiatr i pęd powietrza, więc wsadź T-shirt w spodnie/spódnicę. Jeśli twoja bluzka jest luźna lub bardzo jej zaszkodzi gniecenie pod ubraniem, załóż pod spód podkoszulek.
Wystarczy najzwyklejszy bawełniany (im dłuższy, tym lepszy), w przypadku spódnic może sprawdzać też się halka:
Oczywiście, jeśli chcecie i posiadacie, to może być także bielizna termiczna, modelująca itd. Zwłaszcza ta modelująca grzeje jak sto demonów.
Odnośnie płaszcza, nie polecam jazdy w zbyt wąskich, bo utrudni to wam wykonywanie ruchów (jeśli nie masz damki, musisz też zadrzeć nogę wysoko przy wsiadaniu i zsiadaniu), więc trochę rozkloszowane poniżej linii bioder są lepsze od wąskich tub. Z drugiej strony, górna część powinna przylegać do ciała, szczególnie ważne jest, by dawała się zapiąć pod szyją. Coś w tym guście (inna sprawa, że panienki powinny założyć kaski...):
Została nam ostatnia część ciała, za to najważniejsza, czyli
nogi. Wbrew powszechnym mniemaniom, że dżinsy są grube, nie są wcale optymalnymi spodniami na zimny wiatr. Z racji swojej sztywności wpuszczają powietrze do nogawek, a założenie bardzo ciasnych stwarza dyskomfort w czasie jazdy. Może to zabrzmieć absurdalnie, ale
zimą i wczesną wiosną doskonale jeździ się w getrach i spódnicy. Jest to także ta pora roku, gdy nie musisz się martwić podwiewaną kiecką, bo najczęściej masz pod nią drugą warstwę odzienia. Dopuszczalna jest także opcja cienkie
rajstopy + spódnica + przylegające spodenki.
Getry zapewniają ciepło, komfort ruchów i wygodę. Można je założyć na rajstopy lub gołe nogi (zwłaszcza te z merynosa, nie poci się skóra), a nawet pod luźne spodnie. Kluczowa jest długość nogawki: nie zostawiamy sobie, podobno modnych, prześwitów między nogawką a butem.
Jeśli zdecydowałaś się jeździć w spodniach i podwijasz nogawkę, by nie wkręcała się w łańcuch, polecam
długie skarpety. Nie musi to być nie wiadomo jaka wymyślna podwiązka, wystarczy, że zakryje stopę i łydkę.
Polecam zainwestować w kilka par, bo stopy się spocą i warto mieć zmianę na każdy dzień tygodnia. Z uwagi na ograniczenia garderoby zwykle stosuje system mieszany, tzn. getry + spódnica i spodnie + długie skarpety na przemian.
Na końcu ważne są
buty. Nie jeździmy w wysokich kozakach i glanach - zbyt sztywne. Stopa musi się zginać i pracować, sztywna cholewa to uniemożliwi. Buty muszą kończyć się najwyżej na kostce. Wszelkie botki, sztyblety, niskie kozaczki i półbuty są dobre.
Twoje buty mają obcas? To nie problem. Jeżdżenie w obcasach jest możliwe! Cała filozofia polega na tym, żeby stawiać na pedale podbicie palców, a nie piętę:
Na zdjęciu co prawda jest sandałek letni, ale zasadnicza idea jazdy w obcasach jest taka sama. Przy okazji znakomicie przydają się do oparcia się o wysoki krawężnik:
Pilnujemy się, by nie naciskać na pedał obcasem i voila! Jedziemy!