Rowerem do pracy

Rowerem do pracy

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Tymczasem pogoda zmieniła się drastycznie...czyli jak się ubrać - przewiewy

...i chce się jeździć w czymś jak najbardziej przewiewnym. Co jest najlepsze?

Alladyny w każdej postaci - to absolutny hit tego lata. Luźne (nie muszą mieć kroku w kolanach), przewiewne i cienkie. Najlepsza tzw. zimna bawełna, ale najzwyklejsze z bazaru też się sprawdzą. W dodatku ściągane w kostkach, więc na rower idealne:



W dyskretnym kolorze, dobrane z elegancką bluzką, doskonale nadają się nawet do biura. Pasują wszelkie luźne koszule i tuniki. Mają dodatkowy plus: zasłaniają ramiona, plecy i biodra, dzięki czemu unikniemy nie tylko rozmowy dyscyplinującej o dress codzie, ale także poparzeń słonecznych:



Skoro mowa o przewiewnych ciuchach, w cenie są również spódnice i sukienki, byle nie maxi - wplątują się w koła. Ale o spódnicach następnym razem.



poniedziałek, 16 marca 2015

Jak się ubrać, czyli wiater w oczy

Dopóki jest sucho, jazda rowerem zasadniczo nie stanowi problemu. Jedyne, co działa na naszą niekorzyść wczesną wiosną i późną jesienią to towarzyszący wyżom atmosferycznym (i suchej, słonecznej pogodzie) zimny wiatr. Jeśli dodać do tego pęd powietrza, temperatura odczuwalna staje się o wiele niższa niż pyszniące się na termometrze 10 stopni.

Jak jeździć w wietrzną pogodę? Ubierając się do jazdy, przyjmijmy prostą zasadę. Nie zostawiamy żadnych części ciała odsłoniętych poza twarzą :) Inaczej będziemy się czuły jak ci goście:


Przy okazji: po czym poznać, że to Hollywood? Panowie mają szron na brwiach, ale w zrelaksowanych pozach dumnie prezentują wycięte dekolty i odsłonięte ręce. Sensowniej zachowuje się już małpa, to znaczy zasłania wszystko i kuli się, by zajmować jak najmniej miejsca (ucieka jak najmniej ciepła). I my na rowerze podczas uderzeń zimnego powietrza zachowujemy się dokładnie tak samo: kulimy się w sobie, wbijamy głowę w ramiona, by oszczędzić gardłu uderzeń zimna itd. Tyle, że to bez sensu, bo potrzebujemy przecież swobodnych ruchów głowy. I robi się kwadratura koła.

Dlatego osłona szyi i karku jest naszą zasadą numer jeden. Zamiast lansersko zarzucić sobie szalik na ramię, owijamy nim szyję szczelnie z przodu (dekolt) i z tyłu (kark). Polecam zdecydowanie wełniane, bawełniane, kaszmirowe chusty i szale raczej niż apaszki z tworzyw sztucznych, które nie tworzą warstwy izolacyjnej. Druga zasada: owijamy się szczelnie, a dyndające luźno końce podwijamy, chowamy, nawet związujemy frędzle razem (tutaj dobrze się sprawdza szal typu komin). Nie chcemy szalika fruwającego nam po twarzy podczas jazdy ani odplątującego się w trakcie.

Jeśli zaś kochacie swój elegancki szal, ale boicie się, że będzie zbyt przewiewny, załóżcie pod spód chustkę typu komin:



Cudownym rozwiązaniem jest też kominiarka (zasłania jeszcze usta i nos), ale a) przyzwoita jest dosyć droga, b) niektórym paniom mniej pasuje do imidżu.


Szyja i dekolt zasłonięte? Świetnie, teraz popatrz na swoje ręce. Większość płaszczy i kurtek jest szyta, by ręce były opuszczone w dół, dlatego przy trzymaniu kierownicy rękawy, zwłaszcza luźne, podwiną się do góry odsłaniając nadgarstki. W luźne rękawy zawieje ci wiatr, a to nic przyjemnego.

Do tego są dwa rozwiązania. Pierwsze: przylegająca bluzka bawełniana, której rękawy sięgają do linii rękawiczek. Żadnych gołych miejsc między końcem rękawa a rękawiczką! Wtedy cokolwiek założymy na wierzch, będzie dobrze.

Rozwiązanie drugie na wypadek, kiedy chcemy/musimy założyć luźną koszulę, bluzkę lub płaszcz z luźnymi rękawami, marynarkę (rękawy marynarek raczej nie są zwężane przy nadgarstkach, a materiał jest sztywny i na śliskiej podszewce): kupujemy sobie długie rękawiczki typu nałokietniki:


Zakładamy na czas jazdy, w pracy ściągamy i już jesteśmy eleganckie. Brak palców lub tylko częściowe ich zakrycie nie utrudnia panowania nad kierownicą czy nie eliminuje opcji założenia jeszcze rękawiczek rowerowych.

Nałokietniki przydają się bardzo wysokim paniom, które zwykle cierpią na przykrótkie rękawy w absolutnie wszystkim oraz kurczące się rękawy bluzek. Można je także nosić do krótszego rękawa. To ja wiosną zeszłego roku:



Linia bioder prosi się, aby nie tworzyć golizn. Nawet, jeśli jedziesz w płaszczu zakrywającym tyłek (polecam najlepiej na tyle długie, by można było na nich usiąść), luźny spód może podwiewać wiatr i pęd powietrza, więc wsadź T-shirt w spodnie/spódnicę. Jeśli twoja bluzka jest luźna lub bardzo jej zaszkodzi gniecenie pod ubraniem, załóż pod spód podkoszulek.

Wystarczy najzwyklejszy bawełniany (im dłuższy, tym lepszy), w przypadku spódnic może sprawdzać też się halka:


Oczywiście, jeśli chcecie i posiadacie, to może być także bielizna termiczna, modelująca itd. Zwłaszcza ta modelująca grzeje jak sto demonów.

Odnośnie płaszcza, nie polecam jazdy w zbyt wąskich, bo utrudni to wam wykonywanie ruchów (jeśli nie masz damki, musisz też zadrzeć nogę wysoko przy wsiadaniu i zsiadaniu), więc trochę rozkloszowane poniżej linii bioder są lepsze od wąskich tub. Z drugiej strony, górna część powinna przylegać do ciała, szczególnie ważne jest, by dawała się zapiąć pod szyją. Coś w tym guście (inna sprawa, że panienki powinny założyć kaski...):




Została nam ostatnia część ciała, za to najważniejsza, czyli nogi. Wbrew powszechnym mniemaniom, że dżinsy są grube, nie są wcale optymalnymi spodniami na zimny wiatr. Z racji swojej sztywności wpuszczają powietrze do nogawek, a założenie bardzo ciasnych stwarza dyskomfort w czasie jazdy. Może to zabrzmieć absurdalnie, ale zimą i wczesną wiosną doskonale jeździ się w getrach i spódnicy. Jest to także ta pora roku, gdy nie musisz się martwić podwiewaną kiecką, bo najczęściej masz pod nią drugą warstwę odzienia. Dopuszczalna jest także opcja cienkie rajstopy + spódnica + przylegające spodenki.

Getry zapewniają ciepło, komfort ruchów i wygodę. Można je założyć na rajstopy lub gołe nogi (zwłaszcza te z merynosa, nie poci się skóra), a nawet pod luźne spodnie. Kluczowa jest długość nogawki: nie zostawiamy sobie, podobno modnych, prześwitów między nogawką a butem.

Jeśli zdecydowałaś się jeździć w spodniach i podwijasz nogawkę, by nie wkręcała się w łańcuch, polecam długie skarpety. Nie musi to być nie wiadomo jaka wymyślna podwiązka, wystarczy, że zakryje stopę i łydkę.


Polecam zainwestować w kilka par, bo stopy się spocą i warto mieć zmianę na każdy dzień tygodnia. Z uwagi na ograniczenia garderoby zwykle stosuje system mieszany, tzn. getry + spódnica i spodnie + długie skarpety na przemian.

Na końcu ważne są buty. Nie jeździmy w wysokich kozakach i glanach - zbyt sztywne. Stopa musi się zginać i pracować, sztywna cholewa to uniemożliwi. Buty muszą kończyć się najwyżej na kostce. Wszelkie botki, sztyblety, niskie kozaczki i półbuty są dobre.

Twoje buty mają obcas? To nie problem. Jeżdżenie w obcasach jest możliwe! Cała filozofia polega na tym, żeby stawiać na pedale podbicie palców, a nie piętę:


Na zdjęciu co prawda jest sandałek letni, ale zasadnicza idea jazdy w obcasach jest taka sama. Przy okazji znakomicie przydają się do oparcia się o wysoki krawężnik:



Pilnujemy się, by nie naciskać na pedał obcasem i voila! Jedziemy!

niedziela, 1 marca 2015

Jak jechać przez dziury i kałuże, czyli krajobraz po bitwie

Wiosna przyszła i odsłoniła brutalnie stan naszych polskich dróg. Cóż, piękne one nigdy nie były, a zaraz po sezonie zimowym, kiedy śnieg, błoto i sól zrobiły swoje, ulice przypominają ser szwajcarski. Szczególnie niszczą się te nawierzchnie, po których jeżdżą ciężkie pojazdy (TIRy, ciężarówki, autobusy, dostawczaki etc.) Jeśli musisz jechać akurat taką drugą do pracy - oto kilka przydatnych rad.

Dziury w połączeniu z szynami tramwajowymi to istne combo

Pierwsze i najważniejsze: nie wjeżdżaj w dziury i kałuże (kałuże zresztą zwykle tworzą się w dziurach). Grozi to uszkodzeniem koła, nagłym wytraceniem prędkości, a nawet spadnięciem z roweru. Opona może się przekrzywić, a ty spaść prosto w błoto na jezdni. Gorzej, jeśli przy szybciej jeździe nagle wpadnie w dziurę: rower przypuszczalnie "stanie dęba", a ty zwyczajnie przelecisz przez kierownicę. Hamowanie przy takim upadku bywa widowiskowe (raz mi się udało zaliczyć, na szczęście na polnej drodze), zwłaszcza jego skutki zdrowotne. Nie wiesz, co znajduje się na dnie kałuży, nie znasz głębokości dziury, nie wiesz, czy rower z niej wyjedzie. Nie licz na to, że weźmiesz dziurę samą prędkością.

Drugie: Omijaj. Już słyszę stękanie "to co, mam wjechać autom pod koła?" No właśnie nie: widząc dziurę z daleka, omijaj ją łagodnym łukiem, tak jakbyś omijała samochód stojący ci na pasie ruchu. Wystaw rękę, zasygnalizuj mijanie! Nie czekaj z tym na ostatnią chwilę! Kierowca za tobą będzie wiedział, że zjedziesz w lewo. Jeśli zaś to możliwe, omijaj dziury z prawej, to znaczy bardziej w kierunku chodnika. Wyeliminujesz wtedy ryzyko kolizji.

Trzecie: Stosuj jazdę "z marginesem bezpieczeństwa". Oznacza to pokonanie trochę wewnętrznej paniki i wykazanie się pewnym hartem psychicznym na trąbiących debili i jazdę nie przy samym krawężniku. Około półmetrowy margines błędu pozwoli ci ominąć takie rzeczy jak: dziury i przeszkody na poboczu (jest ich wyjątkowo dużo), uniknąć na czas samochodów wyjeżdżających nagle z podporządkowanej, pieszych wchodzących nagle na jezdnię (popularne zwłaszcza, gdy mijasz przystanki autobusowe: pieszy wychodzi parę kroków na jezdnię i wygląda pojazdów MPK) itp. Wiem, że część kierowców stosuje technikę spychania rowerzysty jak najbliżej krawędzi jezdni i zalecam taką jazdę, by umożliwiać autom mijanie ciebie, ale w sezonie wiosennym czy jesiennym jazda przy samym brzegu to prawdziwy survival, zważywszy stan naszych dróg. Szczerze mówiąc jednak lepiej, żebyś jechała prostym odcinkiem jezdni, lekko oddalonym od krawężnika, niż przy samym krawężniku zygzakiem, zmuszona przez omijanie dziur i kałuż. To jest dopiero niebezpieczne!

Powtarzam to, powtórzę jeszcze raz: na drodze zachowuj się przewidywalnie. Jeśli jest wielka dziura czy kałuża, kierowcy też zapewne ją widzą i raczej nie będą zszokowani tym, że ją omijasz. Zapewne sami zwolnią, ominą.

Tak naprawdę najgorszą opcją jest wpadnięcie w dziurę i utrata panowania nad rowerem. Wtedy naprawdę masz spore szanse wjechania kierowcy nagle pod koła. Dlatego po sezonie zimowym jedź ostrożnie, najlepiej wybierz trasę, gdzie nawierzchnia jest w możliwie dobrym stanie. Nawet jeśli oznacza to lekkie nadłożenie drogi. Tutaj muszę z czystym sumieniem polecić ścieżki rowerowe: na pewno nie mają nawierzchni tak zniszczonej jak jezdnia.

I jeszcze jedno: aby ocalić nasz i tak poobijany i obolały na początku sezonu tyłek, polecam przy pokonywaniu nierówności terenu (szyn, wybrzuszeń asfaltu, krawężników etc.) unosić się na prostych nogach. Oczywiście robimy to tylko wtedy, gdy równowadze nic nie zagraża i panujemy nad rowerem.

środa, 25 lutego 2015

Auuu moje nogi! Auuu mój tyłek!

Wsiadłyśmy no i co? Jeśli nie ćwiczyłyśmy przez zimę, to boli. Wszystko boli. Uda, łydki, dupa. Jeśli nie chcemy pierwszych tras rowerowych okupić ciągłymi jękami, polecam wybrać się na siłownię. Nawet jeśli już was boli, też się wybierzcie. Im szybciej rozćwiczycie mięśnie, tym lepiej.

A może dopiero przymierzacie się do jazdy rowerem i chcecie się przygotować?

Jazda na rowerze, wbrew pozorom, jest wysiłkiem całego ciała. Oczywiście uda i łydki są bardzo ważne, ale w jeździe pomagają także mocne ramiona i kark (szczególnie gdy trzeba utrzymać kierownicę na wyboistej drodze, poderwać koło do góry, wnieść żelastwo po schodach itd.) oraz ogólna kondycja, rozumiana tu jako brak zadyszki :) Chodzi mi o to, że przygotowywaniem się do sezonu jest nie tylko chodzenie na spinning czy mozolne pedałowanie na rowerku stacjonarnym w domu. Wręcz przeciwnie - powinnyśmy połączyć trening siłowy z kardio. 

Już słyszę ten krzyk oburzenia pań: cooo, siłowy? Mam sobie wyhodować uda jak Pudzian?

Pierwsze primo, nie bójcie się, od paru machnięć na maszynie nie nabierzecie ud jak Pudzian. Ludzie pracują ciężko latami, aby zbudować muskulaturę. Na pewno wam to nie wyjdzie mimochodem. Takich cudów nie ma. A jeśli przypadkiem wam się uda, ci pakerzy z siłki, co wydali grube tysiące na wiadra białkowego tucznika zabiją was sztangą z zazdrości i wasze problemy tak czy owak się skończą. Bądź też zostaniecie gwiazdą "Women's Health" i zarabiając krocie na kontraktach reklamowych, przesiądziecie się z roweru na limuzynę.

Po drugie primo, jeśli wasze uda składają się z dużej mierze z tłuszczu, zbudowanie mięśni pomaga szybciej go spalić.

Po trzecie primo, silne nogi przydają się w wielu sytuacjach. Trening nóg to także profilaktyka cellulitu i (co ważniejsze) żylaków. Dla biurwy jak znalazł, nawet jeśli nie zamierza stanąć do Tour de France.

To teraz konkrety - co możesz ćwiczyć, aby ułatwić sobie jazdę rowerem:

Kardio

1. Pływanie - idealne na zakwasy, masuje zmęczone mięśnie i poprawia pracę nad oddechem, szczególnie pływanie wymagające zanurzania głowy (np. żabka kryta). Nie mówiąc o tym, że rozwija całe ciało.

2. Bieganie - wzmacnia nogi, poprawia oddech i kondycję.

3. Rowerek stacjonarny - jasna sprawa.

4. Orbitrek i step - te same zalety co bieganie, dodatkowo ma dobry wpływ na nogi.

Siłowy

1. Przysiady. Mogą być ze sztangą, bez sztangi, z piłką, bez piłki, z ciężarkami, jakie chcesz. Jeśli nie wiesz, z czym to się je, najlepiej porozmawiaj z trenerem.

2. Wyciskanie nogami na suwnicy - wygląda to tak:


Doskonale wzmacnia uda.

3. Rozciąganie łydek - stań na jakimś podwyższeniu (może być step), przy wyprostowanych kolanach stań na palcach i powoli opuść pięty w dół. Możesz też zacząć od pięt opuszczonych w dół i wspinać się na palce. Wersja dla hardkorów: robić to samą siłą mięśni, bez podpórki.

4. Prostowanie nóg w siadzie i uginanie nóg leżąc - oba ćwiczenia wykonuje się na maszynie z poziomym wałkiem, który należy siłą swoich nóg podnosić jak najwyżej. Rzeźbi uda i pupę też.

5. Przywodzenie i odwodzenie nóg na maszynie - wygląda to tak:



6. Ćwiczenia na przedramiona, ramiona i plecy - tu oczywisty wybór to oczywiście pływanie oraz ciężarki. Możesz zacząć od najlżejszych, stopniowo zwiększaj ich ciężar i liczbę powtórzeń. Jeśli jesteś na siłowni, używaj także maszyn do rozwijania mięśni ramion i pleców. Nie musisz wyciskać wielkich ciężarów, zacznij raczej od 5-10 kg.

7. Ćwiczenia pośladków - tak tak :) Poza już wspomnianymi już polecam m.in. to ćwiczenie



Dla rowerzysty kluczowe są trzy rzeczy:
  • wydolność organizmu (żeby się nie zdyszeć)
  • silne nogi i ramiona (żeby mieć siłę pedałować i panować nad rowerem)
  • elastyczność (żeby być zwrotnym, szybko reagować)
Czyli: poprawiamy kondycję, trenujemy mięśnie, rozciągamy. Wiem doskonale, że dla kobiet większość tych ćwiczeń wydaje się bardzo "męskimi", bo utarł się jakiś idiotyzm, że w klubie sportowym panowie idą na maszyny siłowe, a panie idą na fitness, a jeśli siłownia, to tylko na maszyny kardio. Nic bardziej mylnego - rozwijamy nasze ciało kompleksowo. Jeśli tak strasznie boisz się, że obrośniesz poduchą mięśni, przyjrzyj się zawodowym kolarzom i kolarkom - raczej nie są to pakerzy. Dlaczego? Ponieważ kolarstwo to ten sam rodzaj treningu co bieganie. Rozwija pewne partie mięśni, ale w ograniczonym stopniu, bo wysiłek kardio spala masę ciała. Zarówno tłuszcz, jak i nadmiar mięśni. Taki lajf. Dlatego panowie dążący do wielkiej masy (oczywiście wyrzeźbionej) zwykle nie skaczą godzinę na orbi.

Na każdej przyzwoitej siłowni powinien być trener - zagadaj, niech pomoże ci ułożyć plan ćwiczeń dla ciebie. Mów otwarcie o swoich ograniczeniach (np. bolą cię stawy albo masz słabszą nogę po kontuzji etc.). Nie staraj się nikomu zaimponować, ale też nie zniechęcaj się, jeśli zobaczysz, że innym idzie lepiej. Trening wymaga czasu, ale przy systematyczności odpłaci się we wszystkim - lepszy sen, lepsze samopoczucie, mniejsze zmęczenie, zdrowsze krążenie, mogę tak długo.

A teraz kończę pisać ten tekst i pakuję plecak na siłownię. Do usłyszenia.

Wracamy na drogę

Jeśli odstawiłyście swój rower do piwnicy w październiku/listopadzie/grudniu/z pierwszym śniegiem i zastanawiacie się, kiedy do niego wrócić, to polecam zrobić to właśnie teraz.

Że co? Że luty? Tym lepiej. Serwisy rowerowe nie są jeszcze oblężone przez pierwszomajowych rowerzystów i można zrobić przyzwoity przegląd w 1-2 dni robocze. Parkingi rowerowe są najczęściej puste. Z drugiej strony, rowerzyści już pojawiają się na drogach, ścieżki są sprzątnięte, można ruszać. Rano i po południu jest już na tyle jasno, by po zakończonej pracy o 16-17 dojechać do pracy bez duszy na ramieniu (cenne dla początkujących). I co najlepsze - będzie tylko coraz cieplej, coraz jaśniej i coraz przyjemniej!

A poza tym chcemy trochę schudnąć do urlopu, prawda?

Zatem - co robimy, wyciągnąwszy naszą wierną maszynę z zakurzonego strychu, garażu, piwnicy?

1. Myjemy.
2. Sprawdzamy zawartość schowków, toreb i kieszonek
3. Sprawdzamy, czy działają lampki (nawet nowe baterie miały prawo paść przez zimę).
4. Opróżniamy i myjemy bidon (o ile nie zrobiliśmy tego przed odstawieniem roweru).
5. Oglądamy pod kątem potencjalnych usterek i zanosimy do serwisu.

Serwis powinien nam zapewnić usługi opisane w tym poście. Ile to kosztuje? W zależności od serwisu, miasta i stanu twojego roweru średnio od 50 do 100 zł. Dzisiaj mój ulubiony pan serwisant wzbogacił się o okrąglutkie 99 zł - głownie z powodu wymiany lampki i klocków hamulcowych. Coroczną wymianę lampki wliczam w koszta eksploatacji roweru, jako że jeżdżę nim także w złą pogodę. A klocki, wiadomo - na hamowaniu się nie oszczędza. Z drugiej strony, takie wymiany robi się raz-dwa razy do roku, można zatem odżałować. A poza tym oświetlenie i hamulce są ważne. Kropka. Twój rower może być stary, brzydki jak noc listopadowa, ale musi być dobrze oświetlony, dobrze jechać i dobrze hamować. 

No to wsiadamy!



środa, 6 sierpnia 2014

Nie masz koszyka? To nie problem.


A tak się transportuje zakupy na kierownicy (jeśli nie macie koszyka). Idealna opcja, gdy wam się coś zakupowego przypomni w drodze do domu.
Dzisiaj: po lewej jabłka (w końcu to patriotyczny obowiązek), po prawej śliwki.



Pamiętajcie, by równomiernie obciążyć kierownicę, wtedy nie będzie znosić.
(To czarne to łańcuch obwiązany wokół ramy. Najłatwiejszy sposób, żeby go nie zapomnieć.)

wtorek, 29 lipca 2014

Trochę o upałach

Aura za oknem rozpieszcza plażowiczów, ale dla nas, biednej braci robolskiej popylającej co rano do pracy, nie jest zbyt sprzyjająca. Głównie z powodu upałów i duchoty, a także rażącego słońca. Niemniej, skoro dajemy radę jeździć rowerem w lutym, dajemy radę także w lipcu. Kilka krótkich porad, jak dojechać do pracy żywym.

Tak, żywym. Nie chodzi tu bowiem tylko o twarz spieczoną od słońca czy szefa wydzierającego się na nas za przyjechanie w skąpych szortach. Chodzi głównie o to, aby nie paść ofiarą wypadku i nie zafundować sobie udaru słonecznego.

1. Jadąc do pracy, weź pod uwagę zmiany trasy umożliwiające ci jak najdłuższą jazdę w cieniu. Powody chyba są jasne - po pierwsze, gorąco. Po drugie, lepsza widoczność. Po trzecie, krótsza ekspozycja na palące słońce.

Nie muszę chyba dodawać, że w porze zimnej robimy dokładnie odwrotnie: modyfikujemy trasę tak, żeby jak najdłużej być na słońcu.

2. Załóż okulary przeciwsłoneczne. Jest to absolutnie najbardziej podstawowa część stroju rowerzysty. Możesz jechać zimą lub latem, w balowej kiecy albo dresie, ale okulary miej ze sobą zawsze. Szkła z filtrem UV przydadzą się nie tylko latem, bo o każdej porze roku możesz jechać pod słońce. Ich kształt i kolor są absolutnie bez znaczenia, liczy się jedno: masz w nich widzieć maksymalnie komfortowo. I mają się trzymać na nosie. Jeśli je połamiesz lub porysujesz szkła, kup nowe.


Co więcej, szkła doskonale chronią przed kurzem lub owadami, a tego latem nie brakuje, nawet w mieście.

3. Ubierz się przewiewnie. Po twojej stronie stoi pęd powietrza, a każdy najlżejszy wiaterek będziesz odczuwała intensywniej, ponieważ jesteś w ruchu. Pamiętaj tylko, żeby nie przesadzić z dekoltem: pochylając się w luźnej bluzce nad kierownicą możesz spowodować kilka wypadków ;)

Kask też powinien mieć przewiewy:



4. Posmaruj buzię, szyję i kark kremem z filtrem. Dożyliśmy cywilizowanych czasów, kiedy krem z filtrem i podkład pod makijaż bynajmniej się nie wykluczają, więc wykorzystajmy to. Na rowerze jesteś bardzo wyeksponowana na słońce. A kapelusza przecież nie założysz.

5. Na trasie staraj się jak najkrócej stać w miejscu. Jeśli zbliżasz się do świateł i widzisz czerwone, zwolnij. Lepiej dotoczyć się tam w wolnym tempie i postać chwilkę niż dopaść na pełnym pędzie, a potem piec się w słońcu na rozgrzanej patelni asfaltu. Co ciekawe, ta sama zasada obowiązuje w czasie deszczu.

6. Weź ze sobą chusteczki dezodorujące. Jeśli nie masz w pracy prysznica, są niezastąpione. Chociaż zwykła chusteczka nawilżana także się przyda.

7. Osłoń ramiona. Naturalnym odruchem jest ubieranie się jak rower jak najbardziej plażowo, ale po pierwsze zbytni negliż grozi poparzeniem skóry, po drugie obcieranie nagiej, spoconej skóry o torbę/plecak nie jest zbyt przyjemne i może podrażniać, a po trzecie w pracy zazwyczaj nie można paradować w sukienkach na ramiączkach lub bokserce. Zwiewna narzutka lub tunika rozwiążą wszystkie te problemy.

Jest też opcja "założyć oddychającą koszulkę i zmienić w pracy na inną". Świetna, o ile masz koszulkę na każdy dzień tygodnia :)

Inna sprawa, że wiele biur ma klimatyzację i chociaż wpadnięcie z roweru i rozgrzanej ulicy prosto do pomieszczenia o temperaturze 21 stopni jest BOSKIE, to już po paru godzinach poczujesz chłód wiejący ci po ciele. Weź zatem coś, co możesz na siebie zarzucić, a po pracy ewentualnie wepchnąć do torby/koszyka/plecaka. Nawet zwykła apaszka może się przydać.

8. Nawodnienie, nawodnienie, nawodnienie. Jeśli stoisz na długich światłach, spokojnie zdążysz łyknąć wody z bidonu. Napij się też przed jazdą i po jeździe, aby odświeżyć gardło. Po dojechaniu do pracy wypij od razu szklankę albo dwie chłodnej (niekoniecznie bardzo zimnej) wody, to pomoże ci się także schłodzić. W żadnym wypadku nie pij gorącej i mocnej kawy zaraz po wysiłku.

Zostawiając rower na świeżym powietrzu (a nie np. na podziemnym parkingu), pamiętaj o zabraniu wody ze sobą. Stanie godzinami na słońcu w plastiku nie uczyni jej smaczniejszą.

9. Załóż odpowiednie buty. Przewiewność dotyczy nie tylko ubrań. Jeśli tylko możesz, załóż sandały. Ponieważ w wielu miejscach pracy niedopuszczalne jest zakładanie spódnic bez rajstop i zakrytych butów, rozważ raczej przewiewne, cienkie spodnie (możesz je podwinąć lub spiąć nogawkę, a spod niej nie będzie aż tak bardzo widać sandałków).

10. Będziesz się intensywniej pocić, zatem chusteczki pod ręką, opaska na czoło lub nadgarstek zbierająca pot, ubrania o kryjących kolorach są twoimi przyjaciółmi. Wybierz raczej naturalne materiały (lob oddychające, jeśli masz taką możliwość), zrezygnuj ze sztucznych, bo błyskawicznie prześmierdną i brzydko na nich widać plamy potu. Po dojechaniu na miejsce idź do łazienki, oporządź się trochę, przeczesz włosy, wytrzyj twarz chusteczką. Jeśli możesz, umyj pachy i użyj dezodorantu. Woda w sprayu też jest twoim przyjacielem. Niektóre firmy oferują wzięcie prysznica, ale wtedy warto wziąć czyste rzeczy na przebranie.

I najważniejsze:

Nie forsuj się. Jedź wolniej, odpoczywaj w cieniu. Jeśli czujesz zawroty głowy, ból głowy, nudności - zejdź z roweru, wsiądź do autobusu lub tramwaju, poproś kogoś o pomoc, w ostateczności zgłoś się na pogotowie.